Zatoka Vancouver, lato 1992
Zrywam jeżyny nad brzegiem Pacyfiku.
Pomrukuję z zadowoleniem,
jak niedźwiedź stojący nieopodal.
Niedźwiedź i jeżyny, wiatr i ocean,
jestem, a nawet mnie nie ma.
Czasami jestem człowiekiem.
Wtedy wiem, że ja to ja, niedźwiedź to niedźwiedź.
Jak mogę jednak być człowiekiem
kiedy jeżyny takie pyszne?
Jestem czułym kochankiem, całującym M.M. na ekranie.
Łzy spływają mi po twarzy
a kiedy na mnie krzyczysz ze złością
obejmuję Ciebie i płaczę razem z Tobą.
Wściekłość nie przeżywa.
Strach rozpuszcza się w gwiazdach.
Nasz taniec i śpiew są głosem czystej Prawdy.
Księżycowe światło mądrości oświetla drogę z nikąd do nikąd.
Nie możesz się zgubić.
Gdziekolwiek przychodzisz, tam jesteś.
Między symbolem-szczytem a szczytem-symbolem
tylko mgła;
świat mgły
jest tylko światem mgły
a jednak ...
a jednak ...
Spotkanie umysłów - patrząc na Vancouver nocą.
Światło księżyca, światła wielkiego miasta góry na wyspie w zatoce.
Gulzari łapie mnie za łokieć i deklamuje w sanskrycie:
Tam, gdzie nie świeci ani słońce ani księżyc;
Tam! Świeci umysł.
Sat-chit-ananda, byt-świadomość, szczęśliwość,
dodaję, a Gulzari (sięgający mi do pasa)
obejmuje mnie i tańczymy przepełnieni radością.
Dwa umysły w jednym uniesieniu.